Obraz

Obraz

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Mgliste wspomnienia


"Przygodowo- mikołajkowo..."
Tak mógłbym podsumować cały tekst, już na początku, tyle, że nie oddaje to do końca tego, co chcę przekazać.

W takim razie kończąc z minimalizmem, przechodzę do rzeczy!

Wczorajsza aura dnia szóstego grudnia, nastroiła mnie już od samego początku w tonacje molowe.
Wszechobecna mgła pochłaniająca horyzont, sprzysięgła się, z przedłużającym się od jakiegoś czasu nastrojem chandry jesiennej i... BUM!

Napadł mnie sentymentalny nastrój...

No ok. Nie było to wcale gwałtowne... Ale dość silne i nie słabnące uczucie pożądania osamotnienia, odosobnienia i refleksji. (silniejsze niż zwykle ;) )

Jedynym logicznym więc rozwiązaniem, było zanurzenie się w tej mgle i zjednoczenie, z wewnętrzną i zewnętrzną aurą w długim spacerze...

Całą tę historie, o której Wam teraz opowiem, zainspirowała właśnie pogoda...


Więc zaczynając od początku...

A! Właśnie! Rzeczona mgła w całej okazałości :3

Piękna, prawda?

Nic nie zapowiadało, że spotkam kogokolwiek (idealnie!).
Po nałożeniu kurtki i zaopatrzeniu w niezbędną playlistę wyruszyłem w "Podróż sentymentalną", na miarę XXI wieku (czyli taką krótką, skompresowaną, wypraną z idei, hedonistyczną przechadzkę ;) ).

Co prawda, świat za wszelką cenę nie chciał dać o sobie zapomnieć.
Na szczęście odgłos przejeżdżających w oddali aut, przy odrobinie dobrej woli, można było "pomylić", z szumem morza i tak też robiłem...

Pierwszym moim nieożywionym gościem okazał się... krzak.
Tak.
Nic więcej... po prostu pojawił się na mojej drodze, więc przejdźmy może dalej...

Rzeczony krzak

Dziwne...
Choć był to dopiero początek, postanowiłem, że muszę odpocząć...
Krzak, swoim brakiem przesłania i silnym bezideowym bytem, jak i stanowczością, z jaką to wyrażał, przyprawił mnie o zawrót głowy.
Postanowiłem, że położę się na wzgórzu i popatrzę na niebyt, o mlecznym kolorze, jakim stało się niebo...
Mleczne sklepienie wydawało się mnie otaczać, rozpuszczać się przy horyzoncie i pochłaniać go (w całości!). ;)

Po krótkiej chwili ruszyłem dalej, by doznać przedziwnego odkrycia.
Ze zdziwieniem, zauważyłem, że, oto tuż przede mną znajdują się trujące jagody!

Trujące jagody grozy! (o zgrozo!)

Głos z tyłu mojej głowy mówił mi:
"Michał! Nie jedz tych jagód! Kapitol odbierze to za przejaw buntu. Będzie to jeden z czynników inicjujących wybuch powstania w 8 dystrykcie, co w konsekwencji doprowadzi do ztarcia 12 dystryktu z powierzchni ziemi!!!"

Ha, ha, ha...
Panikarz.

Przecież to jarzębina a nie łykołak...
-pomyślałem jak zwykle racjonalnie.

Kontynuując...
Idąc dalej, dotarłem w końcu do rzeki i trafiłem na znane mi zgrupowanie...


Nawet nie wiem, jak długo już te betonowe prefabrykaty przeprowadzają tu swoje obrady.
Już od dobrych kilku lat starają się przejąć władzę nad światem, lecz bezskutecznie.
Nie są groźne, ale dla bezpieczeństwa oddalam się do pobliskiego spiętrzenia na rzece...

Ofiara betonowych pierścienic?
Tak...
Teraz pamiętam, dlaczego nie czułem się tam komfortowo. Właśnie przez to truchło, nie jestem spokojny w obecności prefabrykatów.
Jest to tylko plotka, lecz dość żywa, że to właśnie ich sprawka, że ten pomnik okrucieństwa, to pokaz siły walcowatych konspiratorów.
Prawdy pewnie nigdy nie poznamy, jednakże nachodzi mnie osobista refleksja, że
"Nie można ulec naciskom innych" bo skończymy jak to wiadro...

Dochodzę do spokojnego, płaskiego wręcz lustra wody (jakie to dziwne i niecodzienne na rzece!)
Wzorem Narcyza tonę w bezgranicznej miłości do swojego odbicia i nieodpartej chęci uchwycenia obiektu moich westchnień. Czego zwieńczeniem tego jest to oto zdjęcie:


Pod koniec spaceru, świadomy tego, że jestem tu jedynie gościem, składam ofiarę duchom lasu,


które w podzięce ofiarowują mi
rześki podmuch wiatru, kojący zapach ściółki i ożywczą rosę,
która osiadając na policzkach i smagając opuszki palców, sprawiła, że całe ciało przeniknęło kojące mrowienie, rozpoczynające się na plecach i rękach, biegnące wzdłuż szyi i kończyn do czubka głowy.
W tym momencie przestało być ważne wszystko, oprócz jednej rzeczy.
Liczyło się jedynie jak najuważniejsze chłonięcie tego uczucia.

Chwilo trwaj...

Tak...
W końcu musiało to nastąpić- powrót do domu.
Nie do końca tego chciałem i nie było to łatwe, ale jakoś sobie poradziłem.
Oczywiście nic więcej ciekawego się nie zdarzyło.
Normalność, była jak zwykle... normalna.

Co mogę więcej powiedzieć? Nie warto chyba nic dodawać...
O! Może jedynie oprócz tego:


Widzicie mgłę? To znak! Wejdźcie w nią, zanurzcie się w niej i odkryjcie to, co w sobie kryje...

***

*Jakiś morał? Lub chociażby sens?
Myślę, że warto coś zaznaczyć.



"Świat nie jest magiczny, ale może być dzięki Tobie!"



2 komentarze:

  1. Świat może być piękniejszy, zależy tylko jak my sami go postrzegamy. Ale jak tu czasami doszukiwać się piękna gdy wszystko wali się nagłowę a na horyzoncie nie widać zmian na lepsze. Znam róże motywujące hasła ale jak się wali to wszystko i ciężko o pozytywne myśli.


    Zdjęcia z postu przypominają mi widoki okolicy, w której kiedyś mieszkałam. Wychodziło się za ogrodzenie, z 300m przed siebie i zupełnie inny śiwat. Dziki. Pełno traw, roślinności, jakiś zbiornik wodny, gdzieś tam małe bagno.

    Pozdrawiam! :)
    www.xpepperberry.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy ja wiem, czy ma to być hasło motywujące... raczej postawa życiowa.
    Postrzeganie świata przez pryzmat kreatywności nie sprawia, że nie czujemy się źle i widzimy tylko piękno.
    Świat jest, jaki jest, tylko to, że staramy się dostrzec więcej, pomaga właśnie, gdy "wszystko się wali".

    OdpowiedzUsuń